Kyle pogwizdywał idąc po
ścieżce w parku. Było dość zimno, ale świeciło słońce, a niebo było bezchmurne.
Cały promieniał szczęściem, przeczesał lewą ręką czarne, gęste włosy. W prawej niósł
bukiet pięknych czerwonych róż. Spojrzał na zegarek, był spóźniony o kwadrans,
wzruszył nieznacznie ramionami po czym przyspieszył kroku. Po chwili zobaczył
Cindy siedzącą na ławce pod drzewem, jego serce zabiło mocniej, a on jeszcze
bardziej zwiększył tępo.
Zakradł się do niej od tyłu
i jedną ręką zakrył jej oczy, a drugą wręczył kwiaty.
- Wszystkiego najlepszego, z
okazji osiemnastki, kotku! – usiadł obok niej.
- Dziękuję – mruknęła.
- Co się stało? – Kyle
natychmiast się zatroskał.
- Spóźniłeś się ponad
dwadzieścia minut – odparła.
- To się więcej nie powtórzy
– wyszczerzył się.
- Ostatnio też tak mówiłeś –
westchnęła z przekąsem, ale wstała i spytała. – Idziemy?
- Pewnie! – zerwał się z
miejsca uszczęśliwiony.
- Gdzie idziemy? – Cindy
spytała zaintrygowana.
- Mówiłaś, że chcesz
zobaczyć miejsce, w którym spędzam czas z kumplami – odparł, uśmiechając się
tajemniczo.
- Nie mogę się doczekać –
uśmiechnęła się.
-------------------------------------------------------------------------------------------
- Ładnie się ubrałaś – chciał
przerwać ciszę, ale nie miał pomysłu na rozmowę.
- Dziękuję – zatrzepotała
rzęsami. – Godzinę układałam te loki.
- Wow! – cicho gwizdnął.
Podobało jej się to, że był
pod wrażeniem; rzeczywiście Kyle nie mógł w to uwierzyć, ale nie było to coś co
mu imponowało. Lekko pokręcił głową. Spojrzał na nią, Cindy szła sztywno
wyprostowana, kopertówkę trzymała w lewej ręce, a w drugiej kwiaty, więc nawet
nie mógł jej chwycić za dłoń. Była jednak ideałem piękna, miała rude loki, była
całkiem wysoka i szczupła. Miała na sobie niebieską sukienkę. Poruszała się z
gracją, chociaż jak na jego gust trochę za bardzo dystyngowanie.
Im dłużej szli, tym bardziej
bolały ją nogi, bo założyła swoje najwyższe szpilki. W końcu doszli do jakiejś krętej,
zabytkowej uliczki na końcu, której widać było wiszącą witrynę pubu.
- To tutaj! – Kyle był
wyraźnie zadowolony z siebie.
- Tutaj? – powtórzyła
niedowierzając.
- Tak – zaśmiał się – chodź
do środka.
W środku było cieplej, dało
się słyszeć stłumiony szmer rozmów. Pomieszczenie było wystrojone na stare
kasyno, ale do Cindy w ogóle nie przemawiał ten styl i coraz bardziej się
krzywiła, widząc obdrapane z tynku ściany. Kyle wybrał stolik w zacisznym
kącie, przy oknie. Od razu podszedł do nich kelner i podał im menu.
- Na co masz ochotę? –
spytał.
- Na coś lekkiego… może rybę
– zastanowiła się.
- Okay, a ja zjem steka.
Chcesz wino?
- Czerwone – uśmiechnęła
się.
Jedli w ciszy, która powoli
stawała się denerwująca więc Kyle stwierdził, że czas najwyższy zacząć rozmowę.
- Podoba ci się tutaj? –
spytał.
- Jasne, kotku – odparła
siląc się na uśmiech. – Jest… oryginalnie – stwierdziła, po krótkim
zastanowieniu.
- Cieszę się – rozpromienił
się.
- Wiesz już w co się
ubierzesz na dyskotekę? – kompletnie go to nie obchodziło, ale widział, że
Cindy jest niezadowolona więc chciał ją rozchmurzyć.
- Oczywiście – oczy jej się
zaświeciły. – Założę taką piękniutką limonową (Kyle nie wiedział co to za
kolor) sukieneczkę, bez ramiączek, do tego seledynowe szpileczki… – powiedziała
to na jednym wdechu, ale w tym momencie chłopak jej przerwał.
- Sorki, że się wtrącę, ale
jak ty będziesz tańczyć w szpilkach – uśmiechnął się lekko.
- Ty sobie ze mnie nie kpij!
– obruszyła się. – Umiem świetnie tańczyć na obcasach.
Już
to widzę – pomyślał, jednak zamiast tego powiedział:
– Wierzę ci kochanie.
Lekko nadąsana wróciła do
powolnego jedzenia swojego karpia. Kiedy w końcu się odezwała powiedziała tylko:
- Już skończyłam, możemy iść
– powiedziała wyniośle.
Kyle zapłacił za obiad i
wyszli na zewnątrz.
- Chcesz gdzieś jeszcze iść?
– spytał rezolutnie.
- Jestem zmęczona, wracam do
domu – odparła odwracając się na pięcie.
W tym momencie Kyle stracił
cierpliwość, ale uznał, że z drugiej strony Cindy ma dzisiaj urodziny i może
jej trochę wybaczyć, więc zacisnął zęby i ruszył za nią. Tym razem mówiła do
niego cały czas, szkoda tylko, że o ciuchach i kosmetykach. Zaczynał się
zastanawiać co on w ogóle w niej widział na początku. Oczywiście znał
odpowiedź, była po prostu piękna, tego nie można było jej zabrać, ale po dwóch
tygodniach związku z nią zaczynał uważać, że jest po prostu głupia. Utwierdził
się w tym przekonaniu już po minucie, kiedy stwierdził, że Cindy w żadnym
stopniu nie zwraca uwagi na to, czy on słucha jej paplaniny o drogich butikach.
Postanowił sobie zażartować
i schował się za stojącym obok samochodem. Śledził ją tak w ukryciu kilkanaście
minut i dopiero wtedy zorientowała się, że jest sama.
- Ten frajer mnie wystawił!
– krzyknęła rzucając kwiatami na ziemię.
Odeszła cała zdenerwowana,
krzycząc i przeklinając. Kyle chciał przez chwilę za nią pobiec, ale dał sobie
spokój. Zdawał sobie sprawę z tego, że to koniec tego związku, a on już takiej
ładnej dziewczyny nie znajdzie, ale o dziwo mu to nie przeszkadzało. Wyjął
telefon i zadzwonił do Luke’a.
- Siema stary! – powiedział,
kiedy tamten odebrał. – Mam wolne popołudnie. – Po chwili zastanowienia dodał: -
w sumie to mam teraz dużo wolnego czasu – następnie wybuchnął śmiechem.